Tajemnica.
Miałam szyć w wielkiej tajemnicy sekretne prezenty Mikołajkowe dla Igi. Zaopatrzyłam się potajemnie w stosowne inspiracje z Pinteresta oraz 30 arkuszy różnobarwnego filcu. Wszystko było już zapięte na ostatni guzik i nagle... trach! Iga się rozchorowała. Siedzi w domu już ósmy dzień i nie spuszcza mnie z oka, ani nie odstępuje na krok. Nieustannie śledzi mnie wzrokiem, dokądkolwiek się udam, czuję jej gorący oddech na plecach. Z tajemnic i sekretów nici! Mikołaj zaopatrzył się w podarunki na allegro, a ja siedzę na kupie filcu i wiercę się niecierpliwie.
Trudno. Z rozpaczy odkładam swoje plany na później i zabieram się za fartuszek. Włączam małej nową serię Violetty, w której Ludmiła jest jak zwykle niemiła i robi zamieszanie, a Herman się żeni! serio! włączam więc jej te wszystkie rewelacje w nadziei, że mnie jakoś przeoczy, nie przyuważy maszyny, przegapi moją robotę na jakieś 30 minut zajmie się... na próżno. Po upływie niespełna 240 sekund wpada do jadalni z zapytaniem, czy dam jej jabłko i co dla niej szyję takiego fajnego.
...Fartuszek szyję, a co tam słychać u Violetty?
Fartuszek dla małej kucharki, która codziennie serwuje plastikowe tosty z filcowymi pomidorkami. Wykorzystałam na niego resztki wielowarzywnej i wielobarwnej bawełny z IKEA, która pozostała mi po szyciu rolet. Skroiłam według mojego, nieużywanego fartucha, stosownie zmniejszając rozmiary.
Karczek ozdobiłam listkowym ściegiem dekoracyjnym. Przeszycie trwało pół odcinka Violetty i prawie zasnęłam przy maszynie i nikt, kompletnie nikt tego detalu nie zauważa. Całą uwagę ściąga na siebie burak. Czerwony...
Część dolna jest posztukowana i pozszywana. Tu trawka rośnie w górę, a tam do dołu, ale jak już mówiłam, wszyscy i tak widzą tylko buraka. Nie ma się co wysilać. Fartuszek jest świetny i Iga wygląda w nim bardziej niż profesjonalnie. Nawet filcowa sałata, serwowana w takim przyodziewku, jest trochę mniej sztuczna i bardziej... zielona!
Nieprawdaż, że bardziej zielona? Do tego świetnie pasuje do, uszytej tego samego popołudnia, mini siateczki z długimi uchami. Siatka ma wymiary 30 x 30 cm i jest całkiem funkcjonalna. Wiosną Iga będzie ją zabierać na najprawdziwsze zakupy do realnego zieleniaka, tymczasem służy jej do zabawy w gotowanie zupy.
Do tego smacznego, wiosennego zdjęcia pozują przebojowe warzywa... IKEA!
Fartuszek i siatka zostały wyszarpane, niecierpliwymi rączkami, wprost spod maszyny i od razu przetestowane. Sprawdzają się znakomicie, ale niemal od razu wyłonił się problem braku czapki... kucharskiej... uszyjmimamo!!! bo przecież nie można w tym roku wcale liczyć na Mikołaja.
***
Z takich rzeczy bardziej emocjonujących niż pory i selery, to mamy wszy.
Iga przyniosła. Ze szkoły.
Dezynfekcja i Deratyzacja w toku.
PS Z życia pierwszaka. Iga: "A Danielek to świetnie liczy do 30! czy tam do 1000..."
Komentarze (13)
Dodaj komentarzBoski! I siata też.
Całość wygląda naprawdę imponująco:)
Wielbię Cię za siateczkę z uchami. Właśnie z nimi, uchami tymi.
Buraczany fartuszek też profeska.
Zdrówka dla Igi.
super fartuszek i siata. Te włoszczyznę to też własnoręcznie szyłaś?
Zupełnie jakbym czytała o sobie, po zestawieniu drugiego tygodnia września z ubiegłym :) We wrześniu wszy, też miałam, a w ubiegłym małe chore i nici ze zrobienia czegokolwiek, bo moje dziecko jest jak mój facet, jak chore to tylko obłożnie :PP Torba na zakupy jest super, podobnie jak fartuszek. Burak rulez :D
Włoszczyzna z Ikea, ale właśnie miałam w planie szycie własnoręcznie, tylko zaistniała ww sytuacja...
Katya właśnie jak się Iga podźwignęła Marcel zaczął wymiotować... teraz się zastanawiam, czy to bardzo zjadliwy wirus i kto będzie następny... :(
Na kogo padnie, na tego bęc :(
Na myśl o wszach się wzdrygam, bo pamiętam jeszcze z własnego dzieciństwa, jak ktoś (siostra albo ja) przywlókł to dziadostwo do domu. A potem mama siedziała nad naszymi głowami i robiła gnidom nie wiadomo z czego jesień średniowiecza.
Te tajemnice to jakieś strasznie przewrotne są. Im człowiek się bardziej napina i mu zależy, tym bardziej pewne jest, że guzik z tego wyjdzie, z pętelką co najwyżej.
Fartuszek gites, torba majonez - całość wymiata. Ale że o czapce nie pomyślałaś?... Czas to nadrobić :)
Kitko dziękuję!
Bęcnęło na mnie. Chyba skonam... :(
O nie! Chyba zamknę się w piwnicy, żeby na nikogo nieszczęścia nie ściągać. Wracaj szybko do zdrowia.
Fartuszek jest przeuroczy. I pocieszę Cię - mi się zaraz rzuciło w oczy to zielone na dole, a nie burak. Torba fajoska - super zestaw wykombinowałaś do tych ikeowych warzywek.
To jakaś plaga - u nas dwa tygodnie szalało zapalenie oskrzeli, trzy dni przerwy, a od wczoraj żołądkowa (i nie wódka, tylko grypa). Jak tu się przygotowywać do świąt? Jak tu szyć w tajemnicy koszulki nocne, ciepłe, z dresówki w reniferki, jak siedzą w domu, łażą i na ręce się gapią... A zmotoryzowany łupież był plagą w naszych szkołach ze trzy lata temu. Dziadostwo, dwa razy wracało. Powodzenia w bojach. Pozdrawiam - silvarerum :-)
Przyznaję, że też najpierw zobaczyłam buraka... ale zaraz potem ścieg ozdobny, którego Ci ogromnie zazdroszczę bo ja takiego nie mam :)
Ale cały komplecik bardzo profesjonalny i rzeczywiście brakuje czapki!
Ale fajne! Sama bym w takim fartuszku występowała w kuchni, o torbie nie wspomnę.
Nie wiem co z tymi wszami, chyba planują zdobyć władzę nad światem, z każdej strony słyszę nowinki na ten temat :O
Kukuszko hehehe no, niewykluczone. Rasa ludzka zostanie zredukowana do roli wiecznie-drapiącego się żywiciela.