Zdziwiony Miś.
Najbardziej ekstremalnym sportem jaki kiedykolwiek uprawiałam jest środowy maraton wywiadówkowy! Spędzam trzy godziny w obskórnej salce, z kolanami pod brodą, na miniaturowym krzesełeczku, wbita w mikro ławeczkę, w towarzystwie dwadzieściorga obcych mi ludzi, z którymi (tylko pozornie) łączy mnie wspólnota interesów. I nauczyciel. Słowo daję, że wolałabym pięć godzin wałęsać się po poligonie z kijami, w wietrzny dzień listopadowy i w deszczu lekko siąpiącym i błocie po kolana... bez rękawiczek i bidonu. Słowo daję!
Przekraczam drzwi placówki i od razu czuję się jak jakaś Alicja w Krainie. Inny wymiar. Pogrążam się w króliczych norach. Powiększam się i kurczę w zależności od samopoczucia wychowawcy. Wszelkie reguły racjonalnego myślenia i logiki zostają zakwestionowane, mój zdrowy rozsądek mogę sobie wsadzić... do kieszeni, jak na obłąkanej herbatce u Kapelusznika.
Zawsze. Jota w jotę tak samo, a ja (jak zawsze) wielce zdziwiona! jakbym nie mogła przechorować, zahartować się, uodpornić! Walę głową w blacik i wciąż się kurczę... i powiększam raz za razem. Powrót z króliczej nory, do rzeczywistości jest bolesny, ale odkrycie, że kubeczek wypuszczony z ręki leci zwyczajnie, w stronę podłogi, krzepiące! W takim stanie ducha zabieram się za żakiecik w rozmiarze 128, a wychodzi mi tylko Zdziwiony Miś.
We czwartek (po tej środzie) chciałam uszyć żakiet dla Igi. Znalazłam fajną granatową, haftowaną tkaninę z włosem, wybrałam wykrój i już! już! miałam go skopiować, kiedy spojrzałam na Misia. Wcale mi się nie spodobał, jednak uznałam, że brzuch, głowa, dwoje uszu i cztery łapy to chyba mniej roboty niż żakiet na podszewce. Chyba... mniej, no nie?
Zdziwiony Miś zasłabł... no nie mniej! wcale a wcale. Uszy takie maleńkie, łapki takie okrągłe, a stópki (sacrableu! zaklęła księżna po francusku) a stópki... zaklęła krawcowa po polsku, ordynarnie, aż się Miś zdziwił, stópki też są... Uszycie maskotki to jednak dużo roboty, dużo za dużo roboty... sacrableu!
Wykrój wzięłam byłam z "Burdy" nr 12/2012 i jest to mniejsze wcielenie misia. Wszystkie kończyny, a także uszy, ma przyszywane ręcznie. Nie wiem, co na to Miś i jaką ma ruchomość w stawach, ale ja i mój palec wskazujący uważamy, że to bardzo głupi pomysł. Pomyśleć tylko, że Iga mogła mieć żakiet, a ja mogłabym wciąż mieć czucie w palcu wskazującym, ach!
Miś ze zdziwieniem tarza się w liściach. Ma trochę szczurzy pyszczek, ale jest uroczy. Mimo, że stanął na drodze temu żakietowi na podszewce i mimo, że te wszystkie łapy igłą mu poprzyszywałam, że ma jakieś takie spojrzenie zdziwione, mimo tego kocham go jak mama niedźwiedzica. No i ma jedną, ogromną zaletę - nie pójdzie nigdy do szkoły!!!
Wzięłam się za tego Misia nienaumyślnie, tylko dlatego, że byłam w szkolnym szoku powywiadówkowym. W malignie jakiejś go szyłam, ale przecież teraz, patrząc mu w te jego zdziwione oczy z czterech guziczków, nie mogę powiedzieć, że żałuję. Nie mogę. Powiedzieć. Tylko pogrożę mu, wciąż odrętwiałym, palcem wskazującym, nu! nu! nu! tylko nie do szkoły...
PS
Taka sytuacja. Wracamy z zakupów, przechwalamy się i się cieszymy. Tymczasem Kris: "Tylko ja znowu nic nie dostałem..." Ja żarliwie: Jak to nic? przecież my wszyscy Tobie codziennie dajemy od siebie to, co mamy najlepszego! Marcel: "No bez przesady może z tym oddawaniem! ja, to co najlepsze zostawiam dla siebie!"
Komentarze (15)
Dodaj komentarzBrumm, Ty przychodź do mnie na wywiadówki. Obiecuję, że znajdę Ci duże krzesełko, normalny stolik i pogadamy jak ludzie ;)
Szok poszkolny zaowocował, swoją drogą, całkiem niezłym produktem.... tylko palca żal......
Misiek czad (ze po szkolnemu zalecę), a te oczka.... jakieś takie diaboliczne są.... ;)
Chętnie przyjdę Julio :) do Ciebie na wywiadówkę.
W temacie oczek i ogólnie wyrazu pyszczków, nie mam talentu... trudno, nie mogę być we wszystkim doskonałą ;)
pozdrawiam!
Jak to nie do szkoły!? Oczywiście, że do szkoły! Miś jest przecież w, jedynie słusznym, szkolnym, granatowym kolorze, a do tego ma krawat. A miś w krawacie jest mniejawanturującysię. Tylko na wywiadówki posyłać:-)
Bardzo zacny Miś, Brummig. Nie podejrzewam, żeby ew żakiecikowi tak poczciwie patrzyło z pyska, tzn z tego... Z klapy!
U nas nowa pani dyrektor powiedziała w przelocie przed ostatnią wywiadówką, do jednej z mam: "A tak, słyszałam, że w tej klasie rodzice są trudni, tacy roszczeniowi..."
- He he he. HE - zaśmiał się Szalony Kapelusznik.
;-)
Ja też jestem przeciwko posyłaniu misów i dzieci do szkoły!!! a tym bardziej rodziców na wywiadówki! A ze względu na to, że chronię moje palce zabawek nie szyję... ;DDD
Szalony Kapelusznik pękł ze śmiechu he he :)
Żakiecikowi patrzyło nie będzie i mam nadzieję, że nie będzie taki zdziwiony, jak miś :P
Iwono ja też nie szyję zabawek :D to jakiś błąd matrixa!
Pozdrawiam Was już, już prawie końcowosemestrowo!
Mis bardzo rasowy :)
Jaka ja jestem szczesliwa, ze juz nie musze na wywiadowki chodzic. Moja corka miala nieszczescie do koszmarnych wychowawczyń w podstwowce i w liceum ( na pania z gimnazjum slkowa zlego nie moge powiedziec). Szczegolnego czadu dala ta z liceum. Niektorzy nie powinni uczyc i miec w ogole doczynienia z młodzieżą. Na filmie z okazji ukończenia szkoły miała powiedzieć po kilka zdań o każdym ze swoich uczniów. o zadnej osobie z 25 osobowej klasy nie miała do powiedzenia nic miłego. To jest dopiero sztuka.
Ha! A u mnie odwrotnie :) Jak nie mam prezentu dla kolejnego przedszkolnego jubilata szyjemy (tzn. ja szyję, a córy wypychają "bebechy" kulką silikonową) misie, króliki i inną zwierzynę. I też zawsze mają nieprzeciętną minę. Zdziwione, wystraszone z uśmiechem od ucha do ucha. Uwielbiamy to :) Przecież misiów ze "zwykłym" wyrazem pyszczka jest całe mnóstwo!
A co do wywiadówek... też odwrotnie! Ku mojemu zachwytowi jest ich jedynie kilka, może ze 3 w ciągu roku. Ale, ale! Żeby nie było tak wesoło... rodzice dopominają się wywiadówek!! Chyba niektórzy lubią siedzieć w przyciasnych krzesełkach z kolanami pod brodą i debatować nad ilością zużytych ręczników papierowych czy kredek :))
A misiek - CUDNY!!!
Świetny jest, cudowny :D
Dziękuję Wam! :)
U nas co miesiąc wywiadówka na przemian z konsultacjami :P zawsze we środy.
I problem numer jeden od kilku lat - wszy :[
Cieszę się, że miś się podoba.
Kris powiedział, że "taki sobie... jest..." ;)
Oj misie to ciężka sprawa... :) Ja po każdej maskotce obiecuję sobie, że nigdy więcej i pora na coś prostego jak sukienka albo coś ;) Ale Twój ma minę niczego sobie - a satysfakcja jak się przekonałaś gwarantowana... a na samą myśl o wywiadówce (mimo, że jeszcze mi się na dobre nie zaczęły) to mi słabo - bynajmniej nie a radości... współczuję.
znowu prawie popłakałam się ze śmiechu, za każdym razem gdy tylko wchodzę na tą stronę, choćbym miała najsmutniejszy dzień na świecie, poprawia mi się humor gdy tylko czytam Twoje posty :)
Igobelo fajnie!
Noago tak, tak! sukienka, albo mini żakiet na podszeweczce :P dla rozluźnienia
...nici górnej i dolnej...
Właśnie odprasowałam marynareczkę i powiem Wam, że takie małe coś, wykończone jak duże coś, to jest naprawdę COŚ! :D
To już dreptamy nóżkami z niecierpliwości czekając na prezentację tego CZEGOŚ!!! :)
Ja też wolę szyć dużoformatowo :)
Jak trzeba to mogę uszyć anioła tildę ale nie mam do tego cierpliwości no i nie chce mi się inwestować w specjalne materiały do szycia zabawet.
czy to w liściach czy też bez uroczy z niego gość! a szycie takiech drobiazgów to wyzwanie, ale potrafi sprawić wile radości